Renata Grześkowiak

Trzynastego w piątek

Załóżmy, że życie jest fajne, ( taka moja optymistyczna teoria, z pogranicza Mikołajów, wróżek, uczciwego rządu),
i co wtedy?

Czy powinniśmy monetę zawsze przyjmować za dobrą? A jeśli traktujemy vistość jako dobrą monetę, to czy możemy się spodziewać, że realia życia wydają resztę?

Czy można uzbierać tyle dobrych monet ( doświadczeń), aby zagwarantować sobie i społeczeństwu świetlaną przyszłość?
A taka przyszłość- świetlana...

Czy nie oświeca tylko tych, którzy biorą swoje wizje za dobrą monetę i prą niestrudzenie i ochoczo naprzód?
Sakiewka wypełniona po sznurek jest dobrą monetą, która oprócz pewności siebie, daje możliwość samorealizacji i kreowania dookolnosci na swoją modłę ( tutaj niestety wdziera się w naszą analizę postać życiożerna, pazerna i niebajkowa -rząd, ale pomińmy ten przykry przykład )Użyte sformułowanie "na swoją modłę" czytajmy jako "na swój PIĘKNY sposób, czystość i współpracę" Niestety wedrze się w to miejsce emotikon kpiarskiego uśmieszku, :) ale proszę o wybaczenie, gdyż autorka przesiąknięta jest(choć systematycznie wietrzona) pesymizmem. Pochylmy głowę nad jej dolą i przejdźmy do tematu.

W gruncie rzeczy, deptanie gruntu( ludzi) w celu osiągnięcia większej ilości dobrych monet jest z gruntu złe, ale...
Gruntowne przygotowanie się do życia gwarantuje dobrą monetę na świetlaną przyszłość z pominięciem niewygodnego deptania bliźnich.
Jedynym problemem zatem wymagającym gruntu - nie mylić z przenośniami- jest rząd.
Nie mieści się on ani w kategorii bajek, ani legend, czy przypowieści, nie jest też użyteczny jako odstraszacz przy cukierniczkach... nie daje, nie uczy, nie karmi.

Zatem wszem i wobec muszę oświadczyć, że według mojej analizy, rząd nie ma nic wspólnego z pojęciem fajnego życia.

Od 2 do 10000 znaków